Felietony

Biała Twarz i 30 rozbójników

on
25 listopada 2018

          Nauczyciel angielskiego to w Chinach chyba najczęściej wykonywana przez obcokrajowców praca. Zapotrzebowanie jest tak ogromne, że znalezienie zatrudnienia nie jest przeważnie większym problemem. Chyba że… No właśnie, tytuł tego tekstu nie jest przypadkowy.

 

          Menadżerka pokazuje mi CV aplikanta. Amerykanin z ukończonym uniwersytetem, wszelkimi certyfikatami, doświadczeniem w zawodzie, jednym słowem doskonały wybór. Lada chwila ma stawić się na spotkanie. Ktoś puka do drzwi.

          – Hello – wchodzi i pozdrawia zebranych uśmiechając się szeroko.

          Właśnie stracił szansę na zatrudnienie i zarząd nie próbuje się z tym za bardzo kryć. Problem jest bardzo podstawowy – mężczyzna nie jest biały. Nie ma potrzeby by nawet poprowadził próbne zajęcia, więc opuszcza przedszkole równie szybko jak do niego przybył.

          – Dzieci boją się ciemnoskórych i rodzice by się nie zgodzili – argumentuje chwilę później menadżerka przedszkola.

          Jeden z pracowników biura dodaje, że murzyni śmierdzą. Nikt z lokalnych nie widzi w tym problemu. Ja widzę i głośno wyrażam swoją opinię na temat autora błyskotliwego komentarza. Przez najbliższe dwa tygodnie będzie nietypowo małomówny.

           Jeśli nauczyciel angielskiego, to koniecznie biały, najlepiej wysoki, o jasnych włosach i niebieskich oczach. Jeśli nie masz włosów, prawdopodobnie dzieci również będą się ciebie bały. Istnieje też możliwość, że któraś z matek orzeknie, że cię nie lubi, bo nie odpowiadasz jej standardom wizualnym. Pamiętam konsternację wśród zarządu, gdy jeden z nauczycieli oznajmił, że jest z RPA.

          – Jak to z Południowej Afryki? Przecież jesteś biały? – padło w końcu pytanie, które kołatało się prawdopodobnie w głowie pozostałych zebranych.

         Odporność na tego typu sytuacje można wyćwiczyć, jednak początkowy etap sporej ekspozycji potrafi złamać nawet najtwardszych. Jeśli jesteś Amerykaninem, Brytyjczykiem, Australijczykiem czy jakimkolwiek native speakerem, którego przodkowie emigrowali z Azji – masz problem, bo nie stanowisz wartości marketingowej. Koszykarz musi być wysoki, zawodnik sumo ciężki, a nauczyciel angielskiego biały.

 

          Jak wspominałem na początku tekstu, popyt na zagranicznych nauczycieli zdecydowanie przewyższa ich podaż, stąd pracę znajdują naprawdę oryginalne persony. Wprawdzie rząd stara walczyć się z procederem za pomocą śrubowania wymogów w przypadku wizy typu Z, lecz większość nauczycieli  i tak pracuje na czarno. Prym wiodą tu Rosjanie, Ukraińcy i Serbowie, ze szczególnym naciskiem na tych ostatnich, jako że w Chinach przez jakiś okres mogą pozostawać bez jakiejkolwiek wizy. Przed upływem określonego okresu wystarczy jedynie przekroczyć granicę z Hong Kongiem i wrócić tego samego dnia, a licznik zostaje zresetowany. Niestety „native speakerzy”, czyli osoby posługujące się angielskim jako językiem ojczystym, również często dokładają swoją cegiełkę do pogarszającego się obrazu obcokrajowców w kraju środka. Koloryt wśród osób parających się nauczaniem jest tu ogromny i patrząc na to, co się często dzieje, jestem w stanie zrozumieć poirytowanie rządu takim stanem rzeczy. Pracowałem przez jakiś czas z Rosjanką, która do pracy notorycznie przychodziła pod wpływem procentowym. Zwolniono ją dopiero po dwóch miesiącach. Jeszcze przed moim przybyciem cały semestr wytrzymał Irlandczyk o przeszłości kryminalnej i bliznach postrzałowych, więc dwa miesiące to nic. Zwolniono go dopiero, gdy rycząc z typowo irlandzkim akcentem „you f*ckn’ c*nt!” pobił się z jednym z rodziców. Nie zwolniono natomiast nauczycieli, którzy odmówili udania się na coroczne badania zdrowotne, wprost przyznając, że w ich krwi znaleziono by niedozwolone środki. Ba! Nie tyle nie zwolniono, co dyrektorka podziękowała im za szczerość, dzięki czemu szkoła zachowała twarz. To sytuacje z grupy bardziej ekstremalnych. Przeważnie przyjmują one mniej szkodliwe formy, które pokazują jednak jak działa cały system. Przykład?

          Trzy tygodnie po rozpoczęciu roku szkolnego zarządzam zebranie zagranicznych nauczycieli. Nic poważnego – większość obecnych jest w kwestii pracy z dzieciakami kompletnie zielona, więc chcę wspólnie omówić wszelkie problemy, czy pytania. Dobre 20 minut później odzywa się Alex:

           – Ja… eee… chcieć mówić, ale… eee… mój angielski… niedobry. Ja… tylko słuchać.

          Następnego dnia pytam go na osobności:

          – Słuchaj Alex, czemu zostałeś nauczycielem angielskiego?

          – Eee… ja grafik. Moi przyjaciele mówić… eee… uczyć angielski łatwo. Łatwe pieniądze. To ja uczyć.

          Uczciwe postawienie sprawy.

 

          Większość początkujących nauczycieli znajduje pracę dzięki agencjom, bądź agentom. Ci drudzy działają nielegalnie, mając personalne układy z przedszkolami, a konkretnie rzecz ujmując z jego dyrektorkami. Każdy zatrudniony z ramienia agenta obcokrajowiec to określona suma wędrująca pod biurkiem. Jako że „nowi” nie mają żadnego doświadczenia, czy wiedzy, początkowo są czesani bez znieczulenia, otrzymując wynagrodzenie o kilkadziesiąt procent niższe od osób mających podpisany kontrakt bezpośrednio z pracodawcą. Przeważnie prowadzi to do finalnego rozejścia się z agentem, co owocuje również zmianą miejsca pracy. Nauczyciel spędzający z grupą więcej niż rok to rzadki widok. Niczym nadzwyczajnym nie jest za to posiadanie przez grupę kilku nauczycieli w ciągu jednego semestru.

           Zastanawiać można się, dlaczego nie są po prostu zatrudniani lokalni nauczyciele angielskiego. Powodów jest kilka, lecz w przypadku obcokrajowców najważniejszym czynnikiem jest wartość marketingowa.

          Biała twarz to wciąż prestiż i dobry wizerunek z zewnątrz. Nierzadkie są sytuacje, gdy przypadkowy obcokrajowiec zatrudniany jest jako podstawiony zagraniczny przedsiębiorca mający kreować wizerunek firmy jako instytucji zorientowanej międzynarodowo, na potrzeby reklamy jako doktor reklamujący jakiś środek, czy osoba promująca cokolwiek. Wiele było przypadków, że zdjęcia zaproszonego na zajęcia próbne obcokrajowca trafiały potem na oficjalne plakaty reklamujące dane centrum dla dzieci, przedszkole, czy nawet siłownię. Naturalnie bez jego wiedzy i zgody. Jak wygląda jakość nauczania jest często kwestią drugorzędną, jako że większość rodziców i tak nie zna ani słowa po angielsku. Trend powoli ulega zmianie, lecz póki co „say hello” poparte szturchnięciem latorośli jest w większości przypadków szczytowym osiągnięciem lingwistycznym. Spora grupa agentów namawia swoich „podopiecznych” by w żywe oczy kłamała na temat swojego pochodzenia i tak mamy kanadyjskich Serbów, czy persony oznajmiające twardym, rosyjskim akcentem „I am from the United States of America”.

          Jak do tej pory nie pamiętam poważniejszych skandali z udziałem obcokrajowców, które trafiłyby na pierwsze strony gazet. Pewnie większość ewentualnych problemów jest lokalnie wyciszana, by nie popsuć danej placówce wizerunku. Z jednej strony to dobrze, z drugiej nie do końca. Dobrze, gdyż poważniejsza sprawa rozdmuchana do skali ogólnokrajowej natychmiast rozpoczęłaby nagonkę pt „źli obcokrajowcy” i nikt nie przejmowałby się, że spektrum przyjezdnych jest ogromne pod każdym względem. Obcokrajowiec pozostaje obcokrajowcem – tym dziwnym trochę wyższym od otoczenia osobnikiem, który nie do końca integruje się z otaczającą go tutejszą rzeczywistością. A wystarczyłoby, by szkoły zatrudniające zagranicznych pracowników skupiły się trochę bardziej na istotniejszych aspektach, niż ich karnacja (jak choćby sprawdzenie przeszłości kryminalnej). O chińskich przedszkolach napiszę zresztą już niebawem.

TAGS
RELATED POSTS
2 komentarze
  1. Odpowiedz

    Hania

    27 listopada 2018

    Ło matko i córko, Twoje historie, w których główną bohaterką jest chińska logika mnie nokautują 😀

  2. Odpowiedz

    mattgost

    27 listopada 2018

    Ja trochę się już uodporniłem, ale wciąż miewam dni kryzysu 😀 Miło Cię tu widzieć Haniu 🙂

LEAVE A COMMENT

MATEUSZ GOSTOMSKI
Shenzhen, CHINY

Cześć, jestem Mateusz i od ponad ośmiu lat mieszkam w Chinach. Jak wygląda Kraj Środka od środka i dlaczego nie wracam na stałe do Europy w ciągu najbliższych lat? Zostań i daj się zabrać do świata tak odmiennego od tego za oknem, że czasem aż trudno uwierzyć.