Podróże

HONG KONG – MacLehose Trail: odcinki 1-2

on
3 marca 2019

          Autobus 96R szybko oddala się od miasta. Mamy szczęście, gdyż kursuje tylko w niedziele i święta, a zawiezie nas na sam początek szlaku. Mniej szczęścia mamy jeśli chodzi o pogodę. Krople deszczu rozbijają się przedniej szybie dwupoziomowca, by momentalnie zniknąć zagarnięte wycieraczkami. Moje obserwacje, które przedstawiłem w tekście o Victoria Peak ponownie znajdują potwierdzenie w rzeczywistości; Pogoda w Hong Kongu ma do mnie jakiś uraz. Dobrze, że prognozy na kolejne dni są doskonałe – lekkie zachmurzenie z dużą ilością słońca. Pogoda będzie nam potrzebna, gdyż w ciągu najbliższych czterech dni mamy zamiar pokonać 100km słynnego MacLehose Trail.

 

          Prawdopodobnie wielu z was w niedowierzaniu uniosło brwi czytając połączenie „Hong Kong” i „szlak trekkingowy o długości 100km”. Jeśli dodać fakt, że przez cały ten czas pozostaje się otoczonym naturą, obraz staje się jeszcze bardziej abstrakcyjny. Tymczasem MacLehose Trail jako jedyny azjatycki reprezentant znalazł się na liście 20 najciekawszych szlaków trekkingowych magazynu National Geographic, a to nobilituje.

 

Całość podzielono na 10 odcinków o różnej długości i stopniu trudności (* – łatwy, ** – wymagający, *** – bardzo wymagający, **** –  trudny):

1             Pak Tam Chung – Long Ke            10.6km                  3.0h                       *

2             Long Ke – Pak Tam Au                  13.5km                   5.0h                      **

3             Pak Tam Au – Kei Ling Ha           10.2km                   4.0h                       ****

4             Kei Ling Ha – Tate’s Cairn            12.7km                   5.0h                       ***

5             Tate’s Cairn – Tai Po Road            10.6km                  3.0h                       **

6             Tai Po Road – Shing Mun               4.6km                   1.5h                       *

7             Shing Mun – Lead Mine Pass        6.2km                   2.5h                        **

8             Lead Mine Pass – Route Twisk     9.7km                   4.0h                        **

9             Route Twisk – Tin Fu Tsai             6.3km                   2.5h                         *

10           Tin Fu Tsai – Tuen Mun                15.6km                  5.0h                        *

          Wszystkie od początku do końca da się przejść w 4 dni. Po zakończeniu danej części szlaku wiele osób wraca do miasta, by po noclegu wrócić z samego rana na szlak. My postanowiliśmy spać na wyznaczonych przy trasie polach namiotowych. Pomijając oczywistą zaletę darmowości, która szczególnie w Hong Kongu robi portfelowi dużą różnicę, rozwiązanie to ma sporo uroku w formie noclegu w otoczeniu natury tuż przy jednej z najgęściej zamieszkiwanych metropolii świata. Na początek kilka rad i wskazówek:

          – Nie bierz ze sobą zbyt wielu rzeczy – podziękujesz mi później.

          – Staraj się unikać miesięcy letnich. Okres od grudnia do marca może być miejscami chłodny, lecz z dwojga złego lepsze to niż duchota niepozwalająca w nocy zasnąć.

          – Zaopatrz się w Octopuss Card i doładuj ją. Jest to karta komunikacji miejskiej w Hong Kongu, mogąca również pełnić rolę karty płatniczej, przydatna przy automatach z napojami i nawet w zwykłych sklepach.

          – Na mapie odległości wyglądają na mniejsze niż w rzeczywistości, czasy przejść poszczególnych odcinków są dość reprezentatywne.

          – Pamiętaj, że pogoda w Hong Kongu jest bardzo zmienna i lubi padać. Szczególnie jeśli akurat jestem w okolicy.

          Wysiadamy na przystanku Sheung Yiu (trzeba pilnować wyświetlacza z nazwami kolejnych punktów i nacisnąć przycisk oznajmiający, że chcemy wysiąść. Inaczej kierowca może po prostu go pominąć). Deszcz siąpi nieśmiało, by po kilkunastu minutach zupełnie ustać. Zamiast tego wzmaga się porywisty wiatr, który na otwartych przestrzeniach skutecznie odwodzi mnie od myśli zdjęcia kurtki. Asfaltowa droga, którą co jakiś czas mija nas taksówka z turystami, okrąża otwarty w 1979 roku zbiornik wodny, i po ponad 10 kilometrach kończy się na terenie Geoparku. Wszędzie wokół widać czerwono-szare sześciokątne kolumny skalne pochodzenia wulkanicznego, mające 14 milionów lat. Tu też zaczyna się drugi odcinek szlaku, zdecydowanie bardziej wymagający od pierwszego.

          Koło centrum informacyjnego Geoparku ścieżka skręca w lewo, by kamiennymi schodami leniwie zacząć piąć się w górę. Po kilkunastu minutach aż zatrzymujemy się zachwyceni; u naszych stóp rozpościera się Long Ke  – jedna z najbardziej idyllicznych zatok Hong Kongu. Szlak prowadzi nas białym piaskiem nad samą wodę, dając pierwszą, nieśmiałą sugestię, jak będzie wyglądał przez sporą część tego dnia. I nie mam tu na myśli samej plaży, lecz powtarzający się wzór polegający na wdrapywaniu się na kilkusetmetrowe wzgórze, by po chwili zejść dosłownie do poziomu morza. Z żalem mijamy rozbite na plaży kilka namiotów i kontynuujemy wędrówkę. Szlak drastycznie zmienia swoje oblicze, zmuszając nas do konkretnego wysiłku. Blisko 20 kilo na plecach staje się nieprzyjemnie odczuwalne, a nogi przypominają o swoim istnieniu. Gdy w końcu schodzimy do wioski Sai Wan z rozkoszą rozsiadamy się w usytuowanym na plaży przybytku gastronomicznym (bez względu na najszczersze chęci, nie mogę nazwać go restauracją)gdzie za 100HKD zamawiam talerz makaronu po singapursku i puszkę coli. Pochłaniając pierwszy tego dnia ciepły posiłek i czując coraz większą senność uzmysławiam sobie, że w Polsce jest dopiero po 6 rano, a drugi dzień w Azji po dwumiesięcznym pobycie w Europie przeważnie nie jest wolny od jetlaga. Na kolejnym z rzędu podejściu z plaży dochodzimy z Romanem do zgodnego wniosku, że nie ma siły żeby zdążyć na znajdujące się na trzecim kilometrze trzeciego odcinka pole namiotowe i wybieramy to znajdujące się na końcu odcinka drugiego. Witają nas tylko dwa ustawione obok siebie namioty przed którymi krząta się młody chłopak łamiący drewno na opał. Każde pole biwakowe zaopatrzone jest w specjalne miejsca do grillowania i toaletę. Niestety nie uświadczamy bieżącej wody, ani opisywanego automatu z napojami – te udogodnienia znajdują się kawałek dalej, na końcu drugiego odcinka szlaku, nieopodal przystanku autobusowego. Dzielimy się rolami – Roman rozstawia namiot, zaś ja idę zobaczyć jaki dystans dzieli nas od możliwości umycia i czegoś zimnego do picia na koniec dnia. Gdy po piętnastu minutach widzę budynek toalety ze stojącymi przed nim automatami, czuję nagły przypływ entuzjazmu. Niestety cały pozytywny nastrój idzie się paść, gdy okazuje się że oba urządzenia są nieczynne. Myję się pobieżnie w umywalce przed budynkiem i wracam na pole biwakowe, gdzie czeka już rozłożone lokum na noc. Po prostym, zimnym posiłku zaszywamy się w namiocie i momentalnie zasypiamy. Obraz byłby prawie idylliczny, gdyby nie karaoke, które postanawiają sobie urządzić nasi sąsiedzi. Dziękuję opatrzności, że jestem zbyt zmęczony by szukać scyzoryka i nocą wychodzić z namiotu.

 

cdn

Mapa pochodzi ze strony https://royceto.com/ i to najprzydatniejsza wersja jaką udało mi się znaleźć w sieci.

TAGS
RELATED POSTS

LEAVE A COMMENT

MATEUSZ GOSTOMSKI
Shenzhen, CHINY

Cześć, jestem Mateusz i od ponad ośmiu lat mieszkam w Chinach. Jak wygląda Kraj Środka od środka i dlaczego nie wracam na stałe do Europy w ciągu najbliższych lat? Zostań i daj się zabrać do świata tak odmiennego od tego za oknem, że czasem aż trudno uwierzyć.