Felietony

10 RZECZY, KTÓRYCH NIE LUBIĘ W CHINACH

on
6 listopada 2019

Listę tę chciałem opublikować już dawno temu. W gruncie rzeczy spisałem ją już przed rokiem, ale chciałem sprawdzić, czy do pewnych spraw nie nabiorę jednak więcej dystansu. Finalnie ulegała w tym czasie jedynie kosmetycznym zmianom, więc mogę założyć że punkty zostały dobrane w miarę sensownie. Będąc gościem w danym kraju staram się głośno nie wyrażać swego niezadowolenia lokalnym stanem rzeczy, jako że jestem przejazdem, nie mam wystarczająco pełnego obrazu itd. Wziąwszy jednak pod uwagę spędzony przeze mnie w Chinach czas i plany na przyszłość związane z Krajem Środka, mogę powiedzieć, że miejsce to stało się moim drugim domem. Z tego powodu uważam, że w pewnym sensie jestem uprawniony do piętnowania pewnych aspektów tutejszego codziennego życia. Z naturalnych przyczyn tekst ten ma wydźwięk negatywny, lecz nie jest odzwierciedleniem wszystkich moich odczuć. W końcu w Shenzhen mieszkam już od ponad 6 lat i nikt nie trzyma mnie tu siłą. Wolę rozpocząć negatywnie, by w kolejnym wpisie przedstawić listę 10 rzeczy, które w Chinach lubię i zakończyć pozytywną nutą. Oto moje top10, gdzie kolejność nie ma jednak znaczenia.

  1. CENZURA

Mimo iż Chiny przeszły od czasów Rewolucji Kulturalnej bardzo długą drogę, wolność słowa jest tu wciąż pojęciem bardzo względnym. Począwszy od zasady 3T (Tybet, Tajwan, Tiananmen), gdzie każdy z tematów jest tabu i lepiej nie próbować podejmować go z miejscową ludnością, przez projekt Great Firewall, ograniczający dostęp do sporej części internetu, na systemie punktowym dla ludności kończąc. Bez względu na motywację rządu w kwestii blokowania sporej części internetu (a sprawa moim zdaniem nie zamyka się w 100% w ramach kontroli i ograniczania swobody) dla obcokrajowców jest to bardzo poważny problem. Wprawdzie można go obejść za pomocą stosownego oprogramowania, lecz dodatkowe ograniczenie prędkości internetu prowadzi często do sytuacji, gdy komfortowa praca jest bardzo utrudniona. Wszystkie serwisy google, youtube, facebook, instagram i mnóstwo innych po prostu nie są tu wyświetlane.

  1. TŁOK

Z liczbą 1,433,783,686 mieszkańców, Chiny są najludniejszym krajem świata i tłok jest pierwszym skojarzeniem, jakie przyjdzie na myśl o tym kraju przeciętnej osobie. Nadmiar ludności jest odczuwalny na każdym kroku i bywa naprawdę uciążliwy. Dość powiedzieć, że każdego roku przy okazji obchodów Chińskiego Nowego Roku (będącego pod względem aspektu rodzinnego odpowiednikiem naszych Świąt Bożego Narodzenia) dochodzi tu do największej migracji ludności na świecie. Próba podróżowania w okresie długich weekendów, czy wakacji również sprawią, że lato nad Bałtykiem odbierać zaczniecie jako doświadczenie bliskie pustelniczemu. Choć populacja jest jednym z elementów składowych (być może najważniejszym) skoku ekonomicznego i dokonań Chin, dla każdego obcokrajowca będzie przytłaczająca. Jedynym sposobem na przyjemne spędzenie długiego weekendu w Chinach jest zamknięcie się w domu, bądź wyjazd za granicę. Byle nie za blisko, bo spora część mieszkańców ChRL wpada na ten sam pomysł.

  1. HAŁAS

Element składowy punktu drugiego, lecz każda osoba będąca w Chinach poświadczy, że trójka lokalnych mieszkańców jest w stanie zrobić więcej hałasu niż nasza wycieczka szkolna. Ba! Wystarczy jeden Chińczyk z telefonem. Zamiłowanie do decybeli przekłada się na wszystkie aspekty życia – od prozaicznej rozmowy, która dla osoby postronnej wygląda jak kłótnia, po ruch drogowy, gdzie klakson w samochodach używany jest równie często co skrzynia biegów. Podobnie ma się kwestia przenośnych radyjek i innych urządzeń charcząco-grających, jedynie sporadycznie występujących w zestawie z słuchawkami. Najbardziej frustrujące są jednak wizyty w supermarketach, gdzie działy owocowo-warzywne i mięsne są koszmarem. Koszmar tworzą megafony w towarzystwie ich użytkowniczek, bądź po prostu samotnie odtwarzające w nieskończoność tę samą, zapętloną wiadomość. Kilka takich podkręconych do maksimum urządzeń znajdujących się w swoim bliskim sąsiedztwie i wzajemnie zagłuszających, jest doskonałą kuracją odwykową dla zakupoholików. Nie wyobrażam sobie pracy w takim miejscu, ale to może kwestia znieczulenia. Doświadczeniem, które zostanie z wami na długo, jest też wizyta w jakimś parku narodowym gdzie oczekiwalibyście poszanowania przyrody i innych gości. Ryki ze szczytu usłyszycie już 40 minut przed dotarciem na niego.

  1. RUCH DROGOWY

Naprawdę jestem w stanie zrozumieć wszystkie negatywne aspekty przeludnienia – tłumy w przestrzeni publicznej, konieczność oczekiwania na stolik w restauracji, czy zakorkowane drogi. Jest to równie oczywiste, co podpis naszego prezydenta pod każdą podsuniętą ustawą. Problem zaczyna się, gdy większość tego dzikiego tłumu ma głęboko w rzyci otaczające je osoby. Doskonale widać to na przykładzie ruchu drogowego. Wpuszczenie innego samochodu przed siebie, co rozładowałoby korek nie wchodzi grę i odbierane jest w kategoriach bliskiego spotkania trzeciego stopnia. Jeśli do zdobycia są nawet dwa metry jezdni, chiński kierowca zrobi wszystko, by cel ten osiągnąć. Zablokuje wyjazd z bocznej ulicy, stanie na przejściu dla pieszych, czy nawet zablokuje ruch na przeciwległym pasie. Jeśli zechce, zatrzyma się na środku drogi by kogoś wysadzić, na kogoś zaczekać, przeczytać wiadomość, czy jakiegokolwiek znanego tylko sobie powodu. Jedynym respektowanym przepisem są czerwone i zielone światło. Poza tym rządzi zasada obejmująca również inne aspekty życia:

  1. JA PRZEDE WSZYSTKIM, CZYLI BRAK EMPATII

Chińczycy spieszą się często jedynie do momentu, gdy sami muszą coś zrobić. W kolejce do bankomatu będą popędzać osoby załatwiające właśnie swoje sprawy, by dotarłszy w końcu do upragnionego urządzenia, zacząć szukać w torebce karty bankowej. Zupełnie jakby następowało dla nich prywatne zakrzywienie czasoprzestrzeni. Odczytywanie wiadomości na telefonie przy zejściu z ruchomych schodów, stawanie na środku przejścia w supermarkecie, bądź ulicy, często po uprzednim wyprzedzeniu obiektu późniejszego bloku. Brak myślenia o innych bywa porażający. Podobnie ma się sprawa z wsiadaniem do środków transportu publicznego. Otwarcie drzwi jest równoznaczne ze scenami rodem z wyprzedaży w Lidlu, czy scen batalistycznych z Bravehearta. Przepuszczenie kogoś przodem praktycznie nie występuje i spotyka się często z początkowym szokiem przepuszczanego. Zupełnie pospolitym zjawiskiem są też próby wbicia się przed kogoś w kolejce i udawanie, że to najzwyklejsza rzecz w świecie. Jednego gentlemana, który wlazł przede mnie w kolejce w sklepie szpitalnym i nie reagował nawet na machanie ręką przed oczami, wyciągnąłem po prostu za kołnierz.

  1. BRAK TROSKI O OTOCZENIE

Jak wspomniałem w punkcie drugim, ogromna populacja powoduje, że w Chinach służb dbających o czystość jest pod dostatkiem. To dzięki nim przy drogach i w parkach rosną kwiaty, trawa jest przystrzyżona i nie walają się po niej śmieci. Charkanie i plucie są jednak zjawiskiem równie częstym co słoneczne dni na Saharze, a widok dziecka przy poklasku dziadków, lub rodziców załatwiającego swe potrzeby fizjologiczne na chodniku czy – w wersjach odrobinę bardziej ekstremalnych – w metrze, bądź supermarkecie nie robi na nikim większego wrażenia. O sprawach tak oczywistych, jak nagminne śmiecenie, nie ma chyba sensu w ogóle wspominać.

  1. BYLEJAKOŚĆ

Albo podejście „lepiej tak, niż wcale”. Przekłada się chyba na większość aspektów tutejszego życia codziennego – od sprzątaczek nie potrafiących naprawdę sprzątać, po robotników potrafiących wprawić nawet naszych Januszy Budownictwa w zakłopotanie. Póki z zewnątrz wygląda coś dobrze, to po co zaprzątać sobie głowę detalami. To dość szeroko rozpowszechnione podejście potrafi doprowadzić czasem do szewskiej pasji. Raz dosłownie wywaliłem robotników z mieszkania, ale o przygodach łazienkowych czeka już od dawna osobny tekst.

  1. BEZMYŚLNOŚĆ

Widok chwiejnie balansującego w ruchu ulicznym, bądź wśród ludzi na chodniku skutera obwieszonego kilkoma butlami z gazem, przestaje w Chinach robić wrażenie po jakichś dwóch miesiącach. Sposób transportu wielu dóbr dostarcza tu nieustannej dawki niedowierzania, malejącego jednak minimalnie z każdym rowerem wyładowanym tekturą do tak absurdalnego stopnia, że przy mocniejszych podmuchach wiatru zaczyna przypominać żaglówkę. Przy bliższym kontakcie z lokalną mentalnością spora część opisywanych w mediach wypadków przestaje dziwić. Bezmyślność bierze swe początku już w systemie edukacyjnym, kładącym nacisk na zapamiętywanie i powtarzania, zamiast na kreatywność. Na pytanie „dlaczego” często możemy nie otrzymać odpowiedzi od osoby, która chwilę wcześniej wygłosiła jakąś opinię. Czasem będzie to „bo inni tak robią”, „bo ktoś tak powiedział”, albo „no why”. Że często powielane są w ten sposób złe wzorce, jest sprawą drugorzędną.

  1. CHAOS / ZMIENNOŚĆ

Jeśli lubicie mieć wszystko pod kontrolą, Chiny nie są dla was. Planowanie na ostatnią chwilę, bądź kompletny jego brak. Przepisy w kwestii wizy zmieniane praktycznie z dnia na dzień tylko dlatego, że w Pekinie jakiś obcokrajowiec potrącił starszą kobietę, a po jego zatrzymaniu okazało się, że pracował nielegalnie. Okienko na stacji kolejowej zamykane ot tak, zmuszając oczekujących do ustawienia się na końcu innej. Najbardziej szokujący w tym wszystkim jest chyba fakt, że jednak finalnie wszystko jakimś cudem działa. Stałości przepisów nie można być pewnym.

  1. POLITYKA WIZOWA

Jako osoba będąca od wielu lat w związku małżeńskim z obywatelką Chin, mógłbym oczekiwać podobnej sytuacji, jaką Qiqi miała w Polsce, czyli karty pobytu i możliwości legalnego zatrudnienia. Nic z tych rzeczy. Związek małżeński sam w sobie daje mi jedynie prawo do wystąpienia o dwuletnią wizę małżeńską (naturalnie mogę ją po upływie tego czasu odnowić), która nie uprawnia mnie do podjęcia na terenie ChRL jakiejkolwiek legalnej pracy. W tym celu muszę podobnie jak przeciętny Smith przylatujący do Chin na rok, wystąpić o wydanie wizy typu Z. Wiza przypisana jest do miejsca pracy, więc zmieniając pracodawcę, wiza musi zostać przeniesiona do nowego. Równoznaczne jest to z nową naklejką (czyli de facto nową wizą) w paszporcie.

Mimo dość posępnego obrazu malowanego przez powyższe 10 punktów (a znalazłby się pewnie i jedenasty) Chiny nie są złym miejscem. Na pewno specyficznym i odmiennym od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, lecz potrafiącym zaoferować naprawdę wiele. Jako, że nie ma miejsc doskonałych, za wszystko trzeba zapłacić jednak cenę. Lista 10 rzeczy, które w Chinach lubię, już w kolejnym wpisie.

TAGS
RELATED POSTS
2 komentarze
  1. Odpowiedz

    Hania

    6 listopada 2019

    Czy jeżeli to wszystko mnie w Chinach denerwowało już w trakcie dwumiesięcznego pobytu, to znaczy, że jestem totalną malkontentką ;)?

    • Odpowiedz

      mattgost

      7 listopada 2019

      Przy pierwszej wizycie byłem zachłyśnięty, także dopiero przy dłuższym pobycie nadeszły frustracje 😀 Z drugiej strony z siostrą byłem w zeszłym tygodniu w Zhangjiajie i wystarczyły jej 2 tygodnie w Chinach, by dojść do wniosków zbliżonych do powyższej listy 😀 Może następuje tu jakaś swoista ewolucja? 😛

LEAVE A COMMENT

MATEUSZ GOSTOMSKI
Shenzhen, CHINY

Cześć, jestem Mateusz i od ponad ośmiu lat mieszkam w Chinach. Jak wygląda Kraj Środka od środka i dlaczego nie wracam na stałe do Europy w ciągu najbliższych lat? Zostań i daj się zabrać do świata tak odmiennego od tego za oknem, że czasem aż trudno uwierzyć.