Podróże

LITANG czyli chiński Dziki Zachód

on
1 listopada 2022

Litang nie figuruje na liście miejsc, które bezwzględnie trzeba odwiedzić w Syczuanie. Położony na wysokości 4000m jest jednak symboliczną bramą do Tybetu, miejscem przez które przejeżdża większość zmotoryzowanych zmierzających z Syczuanu na zachód.

 

Wstaję wcześnie, by zdążyć na pierwszy autobus z Yading, lecz tym razem w dół. Po całonocnej burzy chmury zalegają na dnie doliny, a ja żałuję, że trasy do bramy wejściowej nie można pokonać pieszo. Widok jest spektakularny.

Korzystając z kontaktu do kierowcy poznanego przed dwoma dniami, dostaję się do Daocheng, gdzie przesiadam się do innego pojazdu. Już w wiosce Shangri-La w oczy rzuca mi się kompletny brak pośpiechu, jeśli chodzi o czas wyjazdu. Najpierw jedziemy na drugi koniec miasteczka do domu jednego z pasażerów, by mógł coś zabrać, potem w Daocheng mój kierowca wita mnie słowami, że idzie na obiad i wyruszamy za godzinę. W końcu z nadprogramową kobietą i dwójką jej synów na pokładzie ruszamy na północ. Po kilkudziesięciu kilometrach natrafiamy jednak na korek. Rząd samochodów jak okiem sięgnąć, widać jakieś służby porządkowe, nie wiadomo za bardzo co się dzieje. Okazuje się, że armia postanowiła przeprowadzić jakieś ćwiczenia, co wiąże się z przejazdem jakiejś absurdalnej liczby ciężarówek i pojazdów wojskowych. Kolumna rozciąga się na dziesiątki kilometrów i zdaje się nie mieć końca. Gdzieś pomiędzy szalonym wyprzedzaniem kolejnych pojazdów na górskich serpentynach lądujemy za ciężarówką pełną żołnierek. Gdy dostrzegłszy mnie na fotelu pasażera zaczynają wszystkie machać wiem już, że tego dnia nic mnie już nie zdziwi. Jednak przyznać muszę, że finalnie zadziwia mnie fakt, że biorąc pod uwagę styl jazdy uczestników ruchu, włączając w to mojego kierowcę, do Litang docieram w jednym kawałku.

Na pierwszy rzut oka mieścina nie prezentuje sobą nic specjalnego. Na drugi zresztą też. Opisy traktujące Litang jako chiński Dziki Zachód można powoli odłożyć do lamusa – nawet tu wkrada się niedyskretnie standardowe budownictwo, upodabniające do siebie wszystkie miejsca. Jeszcze nie tak dawno temu w miasteczku nie znajdował się ani jeden hotel z prawdziwego zdarzenia, jednak te czasy Litang ma już za sobą. Jedynie widoczni tu i ówdzie lokalni przedstawiciele mniejszości tybetańskiej, jak żywo przywodzący mi na myśl japońskich fanów metalu, nawiązują do romantycznych opisów tego miejsca. Obraz całości ratuje blisko pięćsetletni klasztor Chöde położony w północnej części mieściny i jego najbliższe otoczenie. Postanawiam powłóczyć się chwilę okolicznymi uliczkami i choć nie ma ich zbyt wiele, czuć tu ducha Tybetu. Choć historia klasztoru obejmuje pół millenium, spora jego część została zniszczona w 1956 roku, co nie odbiera mu jednak uroku.

Litang warto odwiedzić latem, gdy w pierwszym tygodniu sierpnia na okolicznych łąkach odbywają się tu słynne wyścigi konne. Tradycja utrzymywana jest od setek lat i jest miejscem corocznego zlotu przedstawicieli mniejszości Kham z Tybetu i południowo-zachodnich Chin.

Jeśli macie więcej czasu, warto zapuścić się w okolice masywu Genyen. Nie jest to jednak łatwe, ani tanie. Mimo relatywnie niewielkiej odległości od Litang, droga zajmuje około 3 godziny i prowadzi przez przełęcz na wysokości ponad 4800m. Jedyną możliwością jest wynajem samochodu, lub taksówki, lecz koszt takiej imprezy to ponad 1000 RMB. Zważywszy na fakt, że jest to prawdopodobnie jeden z mniej zadeptanych fragmentów gór w Syczuanie, może mieć to jednak sens. Warunkiem jest posiadanie 4-5 dni na mniejszą Korę, bądź 7-8 dni na pełną wersję. Jako, że mówimy tu o wysokościach w okolicy 5000m, warto jednak odpowiednio przygotować się do takiej wyprawy. Mam nadzieję, że kiedyś będę miał szansę napisać dla tej trasy stosowny poradnik.

Tymczasem w Litang zostaję tylko na jedno popołudnie, by kolejnego ranka wyruszyć w dalszą drogę. Jeśli chodzi o samo „miasto” – w zupełności to wystarczy. Z wyłączeniem klasztoru i jego najbliższych okolic jest wyjątkowo nijakie. Spacer do jego wschodniego krańca jedynie mnie w tym przekonaniu utrzymuje. Mimo godziny 17 ulice zdają się być na wpół wymarłe.

Jeśli po lekturze kilku przewodników z przed kilku lat wykreował się wam przed oczami romantyczny obraz Litang jako miasta gdzieś na skraju cywilizacji, możecie czuć się zawiedzeni. Nadal traficie tu na jaki spacerujące spokojnie starymi uliczkami, lecz powstające nieopodal standardowe budownictwo burzy imersję. Czy przyjechałbym taki kawał drogi dla samego Litang? Prawdopodobnie nie, lecz już trekking wokół Genyen jest kuszący. Podobnie ma się sprawa z przejazdem przez miasto – jeśli jedziecie do Daocheng Yading z Chengdu, lub Kangding, warto zatrzymać się tu na jeden wieczór i pospacerować po starych uliczkach obok klasztoru. Wraz z noclegiem na wysokości 4000m będzie to doskonały element aklimatyzacji przed dalszymi atrakcjami. Szkoda, że ja zmuszony zostałem do zrobienia tej trasy w odwrotnym kierunku.

 

INFO PRAKTYCZNE


W Litang najbardziej problematyczną kwestią jest transport. Szukając przed wyjazdem jakiegoś rozkładu jazdy dla autobusów opuszczających miasto, udało mi się znaleźć informację na temat istnienia takowego, lecz zamiast godziny odjazdu widniało przy nim enigmatyczne „rano”. To podsumowuje podróżowanie po niektórych obszarach Zachodniego Syczuanu. Odpuściłem więc wpisywanie godzin odjazdów, gdyż już teraz mogły ulec zmianie.

DOJAZD:

  • Zarówno z Daocheng, jak i z Kangding do Litang kursują autobusy. Problem taki, że w pierwszym przypadku będąc w parku narodowym Daocheng Yading, najpierw jakoś do Daocheng trzeba się dostać. Samochód z kierowcą od bramy parku narodowego pod bramę guesthouse’u w Litang kosztował mnie 150 RMB. Za autobus na trasie Daocheng – Litang trzeba zapłacić niecałe 60RMB.
  • Z kolei z Kangding dotrzecie do Litang za ok 100 RMB, a podróż zajmie ok 7 godzin.

WYJAZD:

  • Tu sytuacja jest dość nietypowa, gdyż pytając o transport z Litang do Danba skierowano mnie po prostu w pewien punkt w mieście, gdzie zbierają się minibusy rozwożące pasażerów w różnorakie miejsca. Przejazd do Danby kosztował mnie 168 RMB, a minibus odjeżdżał po 8:00. Miał odjeżdżać nieco później, ale z jakiegoś powodu kierowca przyśpieszył proces. Warto stawić się tam wcześniej, a najlepiej wypytać kogoś w miejscu, w którym śpicie. Podróżowanie po Syczuanie bywa specyficzne. Minibusy stacjonują w TYM MIEJSCU.

TAGS
RELATED POSTS

LEAVE A COMMENT

MATEUSZ GOSTOMSKI
Shenzhen, CHINY

Cześć, jestem Mateusz i od ponad ośmiu lat mieszkam w Chinach. Jak wygląda Kraj Środka od środka i dlaczego nie wracam na stałe do Europy w ciągu najbliższych lat? Zostań i daj się zabrać do świata tak odmiennego od tego za oknem, że czasem aż trudno uwierzyć.