Podróże

SZANGHAJ – Paryż Wschodu

on
17 czerwca 2018

     Obserwując z okna samolotu skąpane w promieniach zachodzącego słońca wieżowce, ciągnące się praktycznie po horyzont, zacząłem zastanawiać się, czy na pewno nie podchodzę do lądowania w Nowym Jorku. Szanghaj jest największym chińskim miastem (nie licząc Chongqing, którego obszar wynosi ponad 82 000 km² , więc trudno tu mówić tak naprawdę o mieście) i widać to już na pierwszy rzut oka. Pierwszy kontakt z metropolią może być przytłaczający. Jednak dzięki swojemu dziedzictwu historycznemu, Szanghaj jest chyba jednym z ciekawszych chińskich miast, stanowiąc swoiste połączenie architektoniczno-kulturowe świata zachodniego i wschodniego.

   W planach miałem blisko trzydniowy pobyt w Paryżu Wschodu, lecz dzięki liniom lotniczym China Eastern dzień pierwszy spisać mogłem praktycznie na straty. Po rzuceniu bagaży do hostelowego pokoju i rozkosznej chwili w klimatyzowanym pomieszczeniu, postanowiłem ruszyć w teren. Wybierając się do Szanghaju latem, liczyć trzeba się z temperaturami rzędu 38C, oraz wysoką wilgotnością powietrza, którą miasto zawdzięcza ulokowaniu w delcie Jangcy, w bezpośrednim sąsiedztwie morza. Jeśli planujemy sporo się przemieszczać, najlepszym wyjściem będzie zakup dobowego, bądź trzydniowego biletu na metro. Kosztować będzie nas on kolejno 18RMB, bądź 45RMB, a pozwoli na nieograniczone podróżowanie niesamowicie rozbudowanym systemem komunikacyjnym o długości 644km rozłożonym na 16 linii. Jakby tego było mało, plany zakładają rozbudowę sieci do 25 linii o łącznej długości ponad 1000km do 2025 roku. Dzięki temu każde miejsce w centralnej części miasta będzie oddalone od najbliższej stacji o maksymalnie 600m. Dla porównania, w ciągu ponad 20 lat, w Warszawie udało się wydrążyć ok 30km.

   Jako cel na krótki, wieczorny wypad obrałem Tianzifang. Ponad stuletnie budynki mieszkalne i fabryczne, zostały tu niecałe dwadzieścia lat temu wzięte we władanie przez sklepikarzy, właścicieli przybytków gastronomicznych i artystów. O ile sklepiki oferują w przeważającej części pamiątki, które nabyć można w tysiącu innych miejsc, a większość restauracji i pubów stworzona jest na modłę tych zachodnich, tak galerie są miejscami zdecydowanie wartymi wstąpienia. I choć ceny w granicach 4000RMB za obraz nie sprawiają, że jest to miejsce na masowe zakupy, oglądanie jest całkowicie darmowe. Niestety robienie zdjęć jest zabronione. Tianzifang jest miejscem bardzo specyficznym i trudno mi jednoznacznie polecić, czy odradzić jego odwiedzenie. Jeśli przebywamy w Szanghaju kilka dni, jeden z wieczorów można poświęcić na pokręcenie się po wąskich uliczkach, popodziwianie obrazów lokalnych artystów, czy chociażby zjedzenie posiłku. Okolica ma swój urok i jeśli ma się dwie godziny wolnego czasu, można się tam wybrać. Jeśli jednak Szanghaj zwiedzamy raczej w biegu – są zdecydowanie ciekawsze miejsca do odwiedzenia.

   Szanghaj podobnie zresztą jak większość miast na świecie, ma więcej niż jedno oblicze. Przy pierwszym kontakcie nie zachęcił mnie zbytnio. Duża w tym zasługa pierwszego wieczoru, gdy nie zdołałem zobaczyć zbyt wiele. Wtedy jednak Szanghaj wydał mi się po prostu kolejnym – tyle że tłoczniejszym – chińskim miastem, których miałem okazję zobaczyć już trochę. Budząc się kolejnego dnia, nie oczekiwałem więc zbyt wiele. Ot w głowie siedziały mi głównie dzielnica Pudong z Perłą Orientu, oraz Bund, będące swoistą wizytówką miasta. Okazało się jednak, że Szanghaj ma do zaoferowania naprawdę sporo. Warto czasem po prostu ruszyć przed siebie, nie trzymając się utartych punktów i atrakcji turystycznych. Naturalnie nie należy z nich całkowicie rezygnować, gdyż są popularne z jakiegoś powodu. Jeśli chce się jednak poznać prawdziwą, niezburzoną masowym przepływem turystów atmosferę Szanghaju, najlepiej po prostu schować mapę do plecaka i ruszyć gdzieś przed siebie, oddając się w objęcia miasta.

   Dzień zacząłem jednak od bardzo zaplanowanej wizyty w Starym Mieście i ogrodzie Yuyuan. Na moje nieszczęście poranek był sobotni. By opisać dokładnie co oznacza weekend, bądź inny dzień wolny w Chinach, musiałbym popełnić na ten temat osobny tekst. Wystarczy napisać, że letni weekend to zaraz po wszelkich narodowych wakacjach najgorszy termin do zwiedzania popularnych miejsc. Płynąc więc wraz z tłumem podziwiałem „starą” zabudowę Szanghaju. Kontrast między „historycznymi”, drewnianymi budynkami, a pełniącymi funkcję tła drapaczami chmur tworzy doskonały obraz zmian zachodzących w Państwie Środka. Stare miasto nawet mimo oblegających je tłumów turystów robi spore wrażenie i bez wątpienia jest obowiązkowym miejscem do odwiedzenia podczas pobytu w Szanghaju. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że tak naprawdę w przeważającej części nie jest wcale stare.

   Kolejnym punktem, jaki zapisałem na swojej liście miejsc do odwiedzenia było Xintiandi. Tutaj jednak postanowiłem po prostu powłóczyć się po okolicy. Wysiadłem więc na jednej ze stacji metra i dałem pochłonąć się atmosferze Szanghaju z lat 20 i 30. Wynajęcie roweru jest tu doskonałym rozwiązaniem. Po raz kolejny zasada, że atmosferę miejsca najlepiej chłonie się podczas wędrówek bez określonego celu, znalazła pokrycie z rzeczywistością. Liczne, wykonane przeważnie z szarej cegły budynki, powstałe w wyniku połączenia stylu zachodniego i wschodniochińskiego sprawiają, że miejscami naprawdę można zapomnieć, że znajdujemy się w Chinach. Mowa tu o charakterystycznych dla Szanghaju Shikumenach, przed II wojną światową stanowiących około 60% zabudowy metropolii. Dziś w dużej części odrestaurowane nadają miastu niepowtarzalnego charakteru. Kilka godzin spaceru, podczas którego przypadkowo trafiłem do miejsc takich jak muzeum przedstawiające model pracy w Chinach oraz dokonania młodych, minęło niezauważalnie. Absolutnie nie twierdzę, że powyższego muzeum szczególnie warto się udać. Jestem po prostu przekonany, że poruszając się po mieście według dokładnie rozpisanego planu, nigdy bym do niego nie trafił. Podobnie sprawy mogą się mieć z niezliczonymi miejcami, które warto odkryć samemu. Gdy w końcu na mojej drodze pojawił się znaczek metra, postanowiłem przemieścić się w inną część miasta, a mój wybór padł na zbudowaną w 1911 roku Duo Lun Lu (ulicę Duolun).

   Nie figuruje ona w przewodnikach po mieście, które można za darmo otrzymać w punktach turystycznych, czy na lotniskach. Dzięki temu zyskuje jedną, nieocenioną cechę – względny spokój. Mimo swojego historycznego charakteru, wciąż spotkamy tu grupy mężczyzn grających w chińskie szachy, a w lokalnym sklepie ze starociami sprzedawca z radością pokaże nam archiwalne zdjęcia Szanghaju z początku XXw. Miejsce to cieszy się również sporą popularnością wśród par robiących sobie plenerowe zdjęcia ślubne. Choć czasy, gdy zamieszkiwana była ona przez wielu znanych chińskich pisarzy dawno minęły, wciąż jest doskonałym punktem na spokojny dwugodzinny, późno popołudniowy spacer.

   Po zmroku dobrze wybrać się na prawy brzeg rzeki Huangpu, by zobaczyć nocną panoramę drapaczy chmur w dzielnicy Pudong, oraz wspaniale oświetlone nocą 52 kolonialne budynki Bundu – słynnej nabrzeżnej promenady Szanghaju. Warto tam zresztą się wybrać o jakiejkolwiek porze. Podobnież warto wjechać na Perłę Orientu, bądź któryś z okolicznych wieżowców. Widok robi niesamowite wrażenie, a spacer po szklanym chodniku na wysokości niecałych 400 metrów potrafi przyprawić o szybsze bicie serca. Od kilku lat Perła przyćmiona została jednak przez Shanghai Tower. Na jednym z ostatnich pięter mierzącego 632 metry giganta znajduje się najwyżej położony na świecie taras widokowy. Możliwość spojrzenia z góry na wszystkie wieżowce Pudongu wyceniono na 170RMB.

   Szanghaj to miasto kontrastów. Współczesność staje tu ramię w ramię z historią, a bogactwo sąsiaduje z biedą. Drogą przy której pod murem wraz z całym swym dobytkiem spoczywa żebrak, przejeżdża nowy model Lamborghini. Chwiejne stoiska z tanimi podróbkami znajdują się tuż za rogiem, za oblężonym sklepem Louis Vuitton. Wschód harmonijnie współgra tu z zachodem, tworząc hipnotyzującą mieszankę obrazów. Czy warto zatem Szanghaj odwiedzić? Zdecydowanie tak, szczególnie, że w jego pobliżu znajduje się naprawdę spora grupa wspaniałych miejsc, które szkoda pominąć podczas pobytu w Chinach. O nich napiszę jednak w kolejnych tekstach.

TAGS
RELATED POSTS
2 komentarze
  1. Odpowiedz

    by_white

    18 czerwca 2018

    Bardzo fajny tekst. Szybko się czyta, wiele się można dowiedzieć, kawał dobrej roboty.
    Zastanawia mnie tylko ile trzeba byłoby mniej więcej uzbierać aby móc sobie pozwolić na taki kilkudniowy wypad do Szanghaju. Patrzyłem na te przeliczniki walut internetowe i trochę by mi zajęło uzbieranie kwoty, przy której nie musiałbym się martwić, że nagle nie będę miał za co wrócić do domu.
    Pytanie, czy idzie się sprawnie dogadać po angielsku, czy jednak warto zainwestować w jakiś słowniczek i nauczyć się paru podstawowych zwrotów po chińsku?

  2. Odpowiedz

    mattgost

    18 czerwca 2018

    @BY_WHITE
    Pierwsza sprawa – wypad z Polski do Szanghaju na kilka dni raczej mija się z celem. Jeśli już przylatywać to minimum na 2 tygodnie i zobaczyć coś więcej. Osobiście jestem przeciwnikiem wyjazdów zorganizowanych, które podbijają koszty całej wycieczki kilkukrotnie. Jeśli nie robi Ci, czy śpisz w hostelu, czy 5* hotelu – polecam tę pierwszą opcję z całego serca. Nie dość, że poznasz fajnych ludzi, to obsługa przyzwyczajona jest do backpackersów, przeważnie jest w stanie pomóc w kwestii dotarcia gdzieś, zorganizowania czegoś itd. Ponadto przeważnie porozumiewa się w języku angielskim.
    Właśnie – angielski – o ile w niektórych miejscach można mieć szczęście, w większości małych lokali, taksówkach itd. po angielsku raczej się nie dogadamy. Słownik + kilka podstawowych zdań zdecydowanie ułatwią sprawę

LEAVE A COMMENT

MATEUSZ GOSTOMSKI
Shenzhen, CHINY

Cześć, jestem Mateusz i od ponad ośmiu lat mieszkam w Chinach. Jak wygląda Kraj Środka od środka i dlaczego nie wracam na stałe do Europy w ciągu najbliższych lat? Zostań i daj się zabrać do świata tak odmiennego od tego za oknem, że czasem aż trudno uwierzyć.