Felietony

ŚWIADOME PODRÓŻOWANIE czyli jak nie rozwalić świata

on
17 maja 2020

Jesteśmy obecnie czynnymi obserwatorami czasów, w których podróżowanie stało się towarem chwilowo niedostępnym. Siedząc w mieszkaniach można wrócić do dawnych wyjazdów robiąc porządki w zdjęciach, wyruszyć w podróż dookoła domu, bądź po prostu snuć plany na przyszłość. Zainspirowani wiadomościami z różnych zakątków globu, o zmianach wynikających z drastycznego spadku liczby odwiedzających, postanowiliśmy z Hanią z bloga HiHa.pl porozmawiać o tym, jak wpływamy na świat jako turyści, o naszych obserwacjach, doświadczeniach i zachowaniach, które chcemy piętnować. Temat obszerny i ciekawy, nic więc dziwnego, że rozgadaliśmy się mocno, toteż tekst podzieliliśmy na dwie części, które znajdziecie na naszych stronach.

Pierwszą część naszej rozmowy z Hanią znajdziecie na jej blogu Hiha, o TUTAJ.

 

MATEUSZ: Nasze spotkanie u Ciebie zakończyliśmy na temacie zwierząt i świadomej selekcji atrakcji z nimi związanych…

HANIA: No właśnie, bo to, jak wybieramy około-zwierzęce atrakcje ma ogromny wpływ zarówno na nie, jak i na rozwój turystyki w danym miejscu… I wiem, że wyśledzić zwierza w naturze jest dużo trudniej i bardziej czasochłonnie, ale jaka satysfakcja! A tym większa, jeżeli jeszcze na dodatek można tegoż zwierza podziwiać w środowisku czystym…

Ja to jestem psychofanką wszystkich zwierzaków morskich, ogromnie mnie zawsze cieszy, jak mi gdzieś podpływa jakiś wieloryb, manat, czy inny pingwin i raz jeden tylko takie spotkanie mnie dużo bardziej zmartwiło niż ucieszyło – kiedy nam na Atlantyku koło łódki przepłynął żółw, za nim butelka, a za nią but.

Nie tak dawno temu pisałam o swoich małych eko-sukcesach i o polach do poprawy. Bardzo lubię ten tekst i myślę, że takie podejście less-waste też się doskonale wpisuje w kwestię podróżowania świadomego. Dla nas to są zazwyczaj drobiazgi, które możemy wprowadzić w życie, a prowadzą do wielkich zmian – chociażby rezygnacja z codziennej wymiany ręczników w hotelu, czy odmówienie sobie badziewnych chińskich pamiątek.

MATEUSZ: Paradoksalnie, gdy Vicky, moja żona, chciała kupować w Polsce jakieś drobiazgi dla swoich znajomych w Chinach, musiała się napocić, by nie nabyć komuś pamiątki „Made in China”.

HANIA: Wiesz co, ten problem pewnie mają wszyscy na całym świecie… Chociaż może nieco mniej ironiczny ?. Ale zawsze można znaleźć jakiś targ, jakąś babinę, która dzierga skarpety wełniane, słoiczek miodu od lokalnego pszczelarza (o ile przepisy celne pozwalają na przewóz jedzenia), szkic starówki spod ołówka miejscowego artysty – wtedy nie tylko wspieramy konkretną osobę na miejscu, ale też przywozimy ze sobą niepowtarzalne pamiątki.

MATEUSZ: A skoro mowa już o WYDAWANIU PIENIĘDZY, warto uważać nie tylko na co, ale i w jaki sposób je wydajemy. W krajach arabskich targowanie jest nieodłączną częścią kultury i czy się to komuś podoba, czy nie – nie chcąc zostać oskubanym, większość zakupów będziemy musieli poprzedzić odpowiednim rytuałem. Bardzo źle widziane jest jednak targowanie się dla sportu, gdy nie ma się w gruncie rzeczy ochoty na zakup i po odpowiednim zbiciu ceny po prostu opuszcza się sklep. Z drugiej strony zgadzanie się na absurdalnie wysokie ceny kultywuje jedynie przekonanie, że z turysty trzeba zedrzeć ile tylko się da. Z targowaniem w innych zakątkach świata należy jednak postępować ostrożnie. Osobiście zawsze zadaję sobie pytanie ile kwota, o którą mógłbym opuścić cenę, znaczy dla mnie, a ile dla osoby, która ma ją otrzymać. Póki ktoś ewidentnie nie chce mnie oszukać, nie targuję się o kilka złotych. W przypadku przewodników, kierowców itp. zdarza mi się zbić cenę, by finalnie zapłacić jednak pierwotną sumę. Wysyła to jasny komunikat, że odpowiednie podejście do klienta i wykonywanej przez siebie pracy potrafi zostać docenione. Na jednostki próbujące kręcić i zmieniać zawartą raz umowę mam uczulenie, jednak uczciwych i miłych ludzi zawsze staram się wspierać.

HANIA: Oj, a ile razy mi się zdarzało, że sprzedawca pytał każdego w kolejce o narodowość, a potem na tej podstawie podawał cenę… A najzabawniejsze dla mnie było to, że ten Brytyjczyk i Japończyk, którzy stali za nami, nawet się nie zawahali wyciągając z portfela kwotę powiększoną od tej „polskiej” o jedno zero…

Ale z drugiej strony przyjezdni mają chyba jeszcze więcej za uszami! Zauważyłam taką tendencję, szczególnie silną w Azji Południowo-Wschodniej, królestwie backpackerów, że MA BYĆ TANIO, czasem za wszelką cenę – tutaj z backpackingu robi nam się begpacking[1].

Czy istnieją sposoby, żeby wejść do parku narodowego przez dziurę w płocie? No jasne, azjatyckie płoty są pełne dziur. Czy znajdzie się ktoś, kto zaoferuje jedzenie głodnemu przybyszowi? Zawsze, bo ludzie są wspaniali i opiekuńczy. No i potem taki podróżnik ekstremalnie niskobudżetowy jest z siebie strasznie dumny, że „zrobił Kambodżę za dolara dziennie”. Da się? Da się. Tylko kluczowe jest odpowiedzenie sobie na pytanie – czy ja podróżuję bez pieniędzy, czy bez swoich pieniędzy.

Spotkałam ludzi, którzy przyjmowali pieniądze na dalszą podróż od osób, które same najdalej były 20km od domu i kompletnie nie rejestrowały, że pomagając wspierają kaprys, a nie karmią potrzebującego. Bo podróżowanie to nie pierwsza potrzeba, i mówię to ja ?. Jeżeli na coś mnie nie stać, to albo z tego rezygnuję, albo robię tak, żeby mnie było stać.

Za to idea rozsądnego podróżowania niskobudżetowego jest mi bardzo bliska i faktem jest, że wiele drogich kwestii, jak chociażby nocleg, czy transport, da się rozwiązać zupełnie bezkosztowo – chociażby jeżdżąc autostopem, czy znajdując kanapę przez couchsurfing. Uwielbiam jedno i drugie! Ale to nie jest tak, że za autostop i couchsurfing nie płacimy – walutą jest nasz czas i zaangażowanie, gospodarz z couchsurfingu to nie jest nasz concierge, a autostopowy kierowca to nie taksówkarz. Mają powody, dla których zapraszają nas do swojej przestrzeni i warto je poznać i spróbować dać coś od siebie. Świadome podróżowanie to też bycie dobrym gościem.

I w sumie za tym idzie – tak zupełnie po prostu – podróżowanie nieegoistyczne. Czasami może nam się zdarzyć, że dajemy się ponieść przygodzie i konsekwencje zostawiamy w domu – to wspaniałe uczucie, bo oznacza, że mamy wolność i poczucie bezpieczeństwa. Niestety, nie wszyscy są równie uprzywilejowani, dlatego zastanówmy się kilka razy zanim wybierzemy się na popijawę w Iranie, czy zaczniemy autostopować w Tybecie i rozmawiać o należnej Tybetańczykom wolności. Ok, dla nas taka sytuacja będzie szalenie cenna, będziemy ją na pewno długo wspominać, za to nasz gospodarz może pójść siedzieć.

No więc, jak już ustaliliśmy, że nie należy narażać ludzi, których spotykamy po drodze, to poszłabym o krok dalej i zastanowiła się, jak możemy ich wspierać.

MATEUSZ: Widziałem kiedyś indyjski spot promujący wspieranie małych przedsiębiorców. Scena przy drodze, z samochodu wysiada mężczyzna i podchodzi do stoiska z kokosami. Zapytany o cenę sprzedawca podaje kwotę 30Rs, co spotyka się z oburzeniem klienta, który oferuje połowę ceny, a po odmowie sprzedawcy odchodzi zbulwersowany. Jakiś czas później wraca do samochodu z butelką coli, a sprzedawca pyta, ile za nią zapłacił. 35Rs. Przesłaniem spotu ma być zwrócenie uwagi, że wydajemy w centrach handlowych mnóstwo pieniędzy, zaś staramy się utargować każdego dolara od osób naprawdę go potrzebujących i uczciwie zarabiających.

HANIA: Przy okazji pandemii bardzo popularne – i dobrze – zrobiło się wspieranie lokalnych przedsiębiorców. Ogromnie mnie cieszy, że nabieramy świadomości w tym zakresie, staramy się chodzić po warzywa do pana Janka z targu, a po kwiatki do pani Basi, a nie do hipermarketu. Mam nadzieję, że wejdzie nam to w krew na tyle, żeby podczas podróży kierować się automatycznie do małych miejsc z duszą zamiast do 7 eleven, czy – o zgrozo – McDonalda.

Tymi samymi zasadami kierujmy się przy wyborze noclegu – to nie zawsze jest łatwe, jeżeli rezerwujesz nocleg przez zewnętrzne platformy, ale warto się postarać znaleźć miejsce, którym zarządzają osoby miejscowe zamiast hotelowej sieciówki. Dodatkowym bonusem będzie lekki element zaskoczenia, bo czy to nie nudne, jak wszystkie pokoje na całym świecie wyglądają identycznie :D?

W wielu miejscach absolutnym win-win w kwestii noclegów jest Airbnb, platforma, przez którą można wynająć mieszkanie/ pokój od kogoś miejscowego – nie tylko zostawiamy pieniądze lokalnie, ale na dodatek można poznać trochę życia i kultury danego miejsca.

MATEUSZ: Z Airbnb jest jednak pewien problem, który warto mieć na uwadze szczególnie w tych najbardziej turystycznych miastach. Otóż wynajem mieszkań szybko znalazł się na radarze osób z dużym kapitałem i w rezultacie choćby w Berlinie wysokość czynszu wzrosła w pewnym momencie o połowę. W wielu innych miastach słychać rosnący sprzeciw lokalnych mieszkańców, którzy przez wynajem mieszkań w normalnych budynkach mieszkalnych narażeni są na liczne uciążliwości. Ponadto masowe wykupywanie mieszkań pod wynajem w centrach miast prowadzi do sporej polaryzacji liczby zamieszkujących je osób. W trakcie sezonu będą to liczby utrudniające normalną egzystencję, zaś poza nim obszar prawie się wyludnia. We Florencji co piąte mieszkanie można znaleźć na Airbnb. Sytuacja ta wiąże się z podnoszeniem opłat przez właścicieli lokali, którzy w ten sposób chcą się pozbyć stałych najemców i zamienić je na mieszkania wystawiane na platformie.

HANIA: Widzisz, za to np. w Azji i Ameryce Środkowej Airbnb działa świetnie… Czyli od researchu kogo wspierać i od kogo kupować nie uciekniemy!

MATEUSZ: Skoro jesteśmy już przy wspieraniu właściwych ludzi w odpowiedni sposób, nie można pominąć kwestii obdarowywania DZIECI. Na wizję bogatego białego zaczęliśmy pracować już dawno temu i sporo turystów wciąż utrwala ten stereotyp. Mimo coraz szerszego poruszania kwestii etycznej turystyki, sytuacje takie jak rzucanie cukierków czy długopisów z vana nie są chorym wymysłem pisarskim. Z jakiegoś tajemniczego powodu wiele osób jest przekonanych, że rozdanie kilograma cukierków kotłującym się dzieciom czyni z nich wirtuozów filantropii. Cukierek nie dość, że nie zaspokoi głodu, to jeszcze wejdzie w bliższą współpracę z uzębieniem dziecka, ale tego już mzungu[2], czy inny barang nie zobaczą. Ważne, że wystarczająco napoili własne ego poczuciem czynienia dobra na świecie.

Przed zareagowaniem na wyciągniętą w proszącym geście rękę dziecka warto pomyśleć o konsekwencjach swojego czynu. Jeśli ktoś koniecznie chce kupić te długopisy, kredki, czy zeszyty, niech nie rozdaje ich dzieciakom na własną rękę. W ten sposób otrzymają je głównie jednostki z największym zasięgiem ramion lub siłą. Wizyta w lokalnej szkole wymaga odrobinę więcej zachodu i czasu, lecz dzięki nauczycielom podarunki trafią do faktycznie potrzebujących.

Przede wszystkim trzeba sobie uświadomić, że rozdawnictwo przyzwyczaja dzieci do życia z datków w równym stopniu, co Ojca Dyrektora. Skoro wystawanie przy świątyni, punkcie widokowym, czy innym odwiedzanym tłumnie przez turystów miejscu jest w stanie zapewnić napływ gotówki, taka forma spędzania dnia może stać się bardziej kusząca od pobytu w szkole. Co gorsza, część rodziców nie będzie widziała nic złego w fakcie, że latorośl przynosi pieniądze do domu i będą ją nakłaniać do kontynuowania procederu .A co, jak dziecko urośnie i nagle okaże się, że przestało być słodkie i urocze?

Są miejsca na świecie, gdzie dziecięce żebractwo przybiera formę zorganizowanej działalności przestępczej, a niektóre z dzieci są okaleczane, by mocniej grać na emocjach przechodniów. To nie bierze się znikąd i nie ustanie, póki będzie przynosiło dochody. W niektórych przypadkach postawa roszczeniowa dzieci została tak utrwalona, że odmowa ofiarowania pieniędzy może wywołać agresywne reakcje. Czy naprawdę ktokolwiek chce przykładać do tego rękę?

Chcąc naprawdę pomóc, wystarczy zwrócić się do odpowiedniej organizacji pozarządowej. Tam będą wiedzieli, czego dokładnie ludziom brakuje. No chyba, że komuś chodzi jedynie o poczucie się wyjątkowym dzięki tym rozdanym kilku złotym. Nazywajmy jednak rzeczy po imieniu.

HANIA: Co może na pierwszy rzut oka wydać się zaskakujące, również wiele form wolontariatu wyrządza więcej szkody niż pożytku. – Ale jak to? – spytacie. – Przecież czynię dobro! Otóż – dementi – nasza pomoc nie jest nieoceniona. Mam duży problem, żeby zrozumieć, jak bardzo trzeba być aroganckim, żeby uważać, że nie będąc nauczycielem, inżynierem, pedagogiem, pielęgniarzem w swoim kraju, możemy ten zawód wykonywać w kraju rozwijającym się. No, nie możemy, i w ten sposób powstała cała gałąź branży turystycznej – WOLONTURYSTYKA. Biały zbawca świata płaci organizacji grubą kasę, po czym jedzie myć słonie albo zajmować się sierotkami, które to nierzadko są wypożyczone na ten czas od rodziców. To oczywiście nie muszą być takie skrajne przypadki. Chyba najczęstszą formą wolontariatu jest uczenie angielskiego – bez przygotowania, spójnego programu, scenariuszy lekcji wolontariusz dobrze się ze sobą czuje przez miesiąc, po nim przyjeżdża następny i zaczyna wdrażać swój program. Dla uczniów to jest kompletna strata czasu, a konieczność przyzwyczajania się co jakiś czas do nowej ulubionej cioci, szczególnie w sierocińcach, może być dla dzieci traumatyczna.

MATEUSZ: O dziwnych ludziach chcących uczyć dzieci mógłbym napisać książkę, więc doskonale rozumiem, o co Ci chodzi. Jak można więc faktycznie pomóc?

HANIA: A na przykład poszukując organizacji, która w miejscach rozwijających się oferuje usługi, do których świadczenia – drogi wolontariuszu – się nadajesz. Albo finansowo, tylko – tak, jak mówiłeś wcześniej – nie bezpośrednio sierotce na ulicy, a organizacji, która wie, co robi. I warto pamiętać, że w przypadku wolontariatów, które kosztują tyle, co klasyczne wakacje, to ty jesteś produktem.

Oczywiście świat obfituje w fajne, dobre, miłe i przydatne wolontariaty, nie zamykajmy drzwi przed każdą taką opcją ?. Po prostu zanim się gdzieś wybierzemy, sprawdźmy, czy to miejsce działa w dobrej wierze, jest spójne z lokalną społecznością, tworzy miejsca pracy dla miejscowych.

No i tak w ogóle… to bądźmy fajni… Tak po prostu.

Zdarzyło mi się kilka razy, że ktoś mnie poprosił o kartkę z Polski, albo o przesłanie złotówki do swojej kolekcji monet, a ja… zgubiłam jego adres albo po prostu zapomniałam… Mam moralniaka po każdej takiej sytuacji i bardzo się staram nie składać obietnic, których nie mam ochoty czy możliwości dotrzymać i dotrzymywać obietnic, które złożyłam. Dla nas to może być małoznacząca pogawędka przy herbacie, a ten człowiek potem faktycznie będzie przez kilka miesięcy wypatrywać pocztówki.

W którymś momencie naszej rozmowy wspomniałeś, że zdarzało Ci się, że napotkani ludzie cieszyli się, że spotykają kolejnego Polaka – i tak sobie myślę, że to jest chyba kwintesencja świadomego podróżowania, jeżeli chodzi o relacje z ludźmi.

„W podróży bądź sobą, chyba że jesteś chamem, wtedy bądź kimś innym”

Teraz wyobraźmy sobie, że mówi nam to Janusz Chabior – i z nową energią jedźmy na wakacje. Świadomie.

MATEUSZ: I bądźmy jak siedzący po drugiej stronie harcerz o wielkim sercu ?

HANIA: Amen. To się rozgadaliśmy! Ale ogromnie Ci dziękuję, bo to świetna i wartościowa rozmowa, no i zawsze miło się z Tobą spotkać, przynajmniej online.

MATEUSZ: Dzięki za spotkanie! Zdecydowanie wolałbym, by miało miejsce latem, w okolicznościach polskiej przyrody, lecz w tym roku nie będzie mi dane. Oby możliwość bezpiecznego podróżowania i ogólny powrót do normalności nadeszły możliwie jak najszybciej, czego życzę Tobie i wszystkim, którzy dotarli do końca tej rozmowy.

 

[1] Z angielskiego – beg oznacza żebrać.

[2] Mzungu (j. bantu) i barang (j. khmerski) to określenia na białego turystę.

TAGS
RELATED POSTS
5 komentarzy
  1. Odpowiedz

    Hania z Na Atlantydę

    25 maja 2020

    Nie wiem czy wiesz, ale temat świadomego podróżowania jest mi niezwykle bliski, w sumie stworzyłam dwa blogi temu poświęcone.Mega się cieszę, że więcej ludzi o tym pisze – im nas więcej tym lepiej <3

    • Odpowiedz

      mattgost

      25 maja 2020

      Dzięki za komentarz 🙂 Ten tekst nie wyszedłby tak fajnie bez udziału Hani, co jedynie potwierdza tezę, że wspólne działania potrafią przynosić wiele dobrego. Otworzyłem już chińską wersję językową bloga i zbieram się, by wreszcie zacząć uzupełniać ją treścią. Po otwierającej serii z Birmy, będę chciał wrzucić właśnie ten przetłumaczony tekst; Gdzie jak gdzie, ale tutaj jest miejscami naprawdę potrzebny 🙂
      A Twojego bloga znalazłem i dodałem do grupy polubionych, więc nie przegapię kolejnych wpisów 🙂 Fajnie, że wpadłaś!

  2. Odpowiedz

    Krzysiek / idziemydalej.pl

    30 sierpnia 2021

    Temat niezwykle ważny i wbrew pozorom bardzo złożony. Dobrze, żę o nim piszecie z Hanią! Tak trzymać, uświadamiać i mówić głośno!

  3. Odpowiedz

    Irena - Hooltaye w podróży

    30 sierpnia 2021

    Bardzo ciekawy wywiad.
    Zawsze podróżowałam świadomie, a ta rozmowa mnie tylko w tym utwierdziła.
    Takie podróżowanie jest najbliższe mojemu sercu, niezależnie w jakim kraju jestem.
    Dziękuję i pozdrawiam 🙂

  4. Odpowiedz

    Paulina Kwiatkowska

    30 sierpnia 2021

    Świadome podróżowanie powinno być dla wszystkich czymś bardzo naturalnym.

LEAVE A COMMENT

MATEUSZ GOSTOMSKI
Shenzhen, CHINY

Cześć, jestem Mateusz i od ponad ośmiu lat mieszkam w Chinach. Jak wygląda Kraj Środka od środka i dlaczego nie wracam na stałe do Europy w ciągu najbliższych lat? Zostań i daj się zabrać do świata tak odmiennego od tego za oknem, że czasem aż trudno uwierzyć.