Podróże

DUNHUANG – Jaskinie Mogao i Miasto Duchów

on
22 sierpnia 2021

Dawno temu był sobie książę o imieniu Mahasattva, który wyruszył w podróż wraz ze swymi dwoma braćmi. W trakcie podróży postanowili zatrzymać się u podnóży gór, by odpocząć. Podczas odpoczynku dostrzegli tygrysicę z siedmioma młodymi. Zwierzęta wyglądały na wygłodzone, a tygrysica doprowadzona do ostateczności rozważała pożarcie własnego potomstwa. By ocalić małe tygrysy, Mahasattva wpadł na genialny pomysł. Położył się na ziemi przed zwierzętami, oferując siebie jako posiłek, jednak te mimo wszystko nie chciały go tknąć. Książę przeżywał najwyraźniej spory kryzys egzystencjalny, gdyż niezrażony faktem, iż nie został pożarty żywcem, wdrapał się na pobliską skałę i rzucił przed kotowate, wcześniej na wszelki wypadek podrzynając sobie gardło. Powyższa opowieść jest jedynie jedną z wielu historii przedstawionych na ścianach Jaskiń Mogao, znanych też jako Jaskinie Tysiąca Buddów, będących jednym z głównych powodów odwiedzin Dunhuang przez turystów.

 

Mój plan dnia jest dość napięty, więc nie mogę sobie pozwolić na niepotrzebne opóźnienia. W południe muszę wsiąść do autobusu, który zawiezie mnie ponad 200km w głąb pustyni, więc przed kasami biletowymi Jaskiń Mogao stawiam się jeszcze przed ich otwarciem. Mimo to przed każdym z czterech okienek biletowych czeka już kilka osób. Dla obywateli ChRL niezbędna jest wcześniejsza rezerwacja biletów, jednak obcokrajowcy mogą po prostu kupić bilet na miejscu. Warto jednak zrobić to wcześnie rano, jako że w jaskiniach obowiązuje dzienny limit 6000 gości. Wszystko to, aby chronić mające ponad tysiąc lat malowidła. Jednak jak w ogóle Jaskinie Tysiąca Buddów powstały?

Jak głosi legenda, buddyjski mnich Le Zun podróżował na zachód. Przekraczając pustynię Gobi, zatrzymał się przy górze Sanwei, niedaleko Dunhuang. Znalazł tam źródło i ugasiwszy pragnienie, usiadł, by odpocząć. Był już zmierzch i Le Zhun podziwiał zachód słońca, gdy nagle góry zaczęły świecić. Mnich podniósł głowę i zobaczył wizerunek złotego Buddy unoszący się na niebie, otoczony przez tysiąc mniejszych Buddów i grające niebiańską muzykę, latające wróżki. Głęboko poruszony tą sceną, mnich natychmiast postanowił ją upamiętnić. Le Zun uczył się malarstwa i rzeźbiarstwa, więc wykorzystał te umiejętności, aby uwiecznić tę scenę. Wiele lat później inny mnich buddyjski imieniem Fa Liang przybył w to samo miejsce i miał identyczną wizję. Fa Liang następnie wypełnił drugą jaskinię obrazami i posągami boskiej sceny. Mogao szybko stało się celem pielgrzymek dla wyznawców buddyzmu, artystów i ludzi należących do wszelkich grup społecznych (zwabionych opowieściami o specyficznych właściwościach wody ze źródełka – choć to już moja wersja). W górze wydrążono ponad pół tysiąca jaskiń, wypełniając je malowidłami i rzeźbami, których większość zachowała się do dziś. Wieki później, wraz z upadkiem Jedwabnego Szlaku, Jaskinie Mogao zostały powoli zapomniane przez świat zewnętrzny, aż do początku XXw, gdy odkrył je niejaki Wang Yuanlu i później – w 1907 roku – brytyjski badacz Aurel Stein.

Po wejściu do głównego budynku przy kasach biletowych zaoferowany zostaje mi zestaw słuchawkowy z angielskim lektorem, dzięki któremu bez problemów zrozumiem treść filmu obrazującego początki istnienia jaskiń. Konkluzją, która przychodzi mi na myśl w trakcie seansu jest fakt, że ten półgodzinny dokument przygotowano z większym rozmachem, niż pełnometrażowe, polskie produkcje historyczne. Gdy film się kończy, zostajemy zaproszeni do drugiej sali kinowej, gdzie na wpół leżąc na rozkładanych fotelach podziwiamy wyświetlaną na specjalnie dostosowanym suficie prezentację wybranych jaskiń. W końcu przechodzimy do autokaru, który wiezie nas pół godziny do jaskiń. Tutaj przed wejściem zostaję zagadnięty, czy chciałbym przewodnika anglojęzycznego, na co reaguję z entuzjazmem. Ten zwiększa się, gdy okazuje się, że jestem jedynym obcokrajowcem i stanowić będę jednoosobową grupę. Moja przewodniczka zabiera mnie do ośmiu różnych grot, pokazując tamtejsze malowidła i rzeźby, i objaśniając ich historię. Mam nawet szczęście trafić na ścienną ilustrację historii naszego znajomego karmiciela tygrysów. Jaskiń jest w sumie blisko pół tysiąca i wycieczki nie zawsze odwiedzają te same, więc jeśli przyjdzie się tam kilkukrotnie, istnieje szansa, że za każdym razem zobaczy się coś nieco innego.

Żałuję, że nie mam odrobiny więcej czasu, lecz zbliżające się południe zmusza mnie do udania się do punktu wyjazdu minibusa do Parku Yadan. Ze względu na odległość blisko 200km od Dunhuang w głąb pustyni, samodzielny dojazd jest dość problematyczny i wynajem samochodu, bądź dołączenie do zorganizowanego wyjazdu są jedynymi opcjami. Minibus do którego wsiadam wyjeżdża z Dunhuang w samo południe i przed dotarciem do Yadan zatrzymuje się w kilku mniej, lub bardziej wartych zobaczenia miejscach.

Pierwszym, kompletnie bezsensownym z perspektywy zwiedzania jest miejsce z jakiegoś powodu nazywane Dunhuang Old Town. Ze starym miastem ma jednak tyle wspólnego, co wybory na Białorusi z demokracją. Jest to po prostu makieta filmowa udostępniona zwiedzającym. Gdyby grupa jednomyślnie wyraziła niechęć do odwiedzin, pominęlibyśmy ten punkt programu. Niestety jedna z uczestniczek, ubrana wybitnie pod chodzenie po pustyni (bardzo krótka, błyszcząca mini i szpilki) wyraża zainteresowanie, więc reszta musi poczekać na nią przez godzinę, bądź skazać się na obcowanie z kiczem.

Zdecydowanie ciekawszy jest przystanek przy Nefrytowych Wrotach i Fortecy Hecang. Mające ponad 2,000 lat ruiny, były dawniej strażnicami na Jedwabnym Szlaku, będąc dla karawan zmierzających do Indii i Imperium Rzymskiego ostatnimi placówkami na chińskim terytorium. Obecnie z Wielkiego Zamku pozostały jedynie resztki północnej ściany, zaś Mały Zamek stanowi wciąż zwartą bryłę, dającą namiastkę jego dawnego wyglądu. Trudno mówić o tym miejscu jako czymś imponującym, lecz wiek ruin i historia związana z tym miejscem, muszą budzić respekt. Między oddalonymi od siebie 20km placówkami kursują specjalne autobusy.

Finalnie docieramy do Geoparku Dunhuang Yardang, będącego głównym punktem programu. Pogoda nie sprzyja i niebo zasnute jest chmurami, a mocny wiatr uniemożliwia wypuszczenie drona w powietrze. Ogromnie żałuję, jako że z powietrza obszar ten kompletnie urywa cztery litery, choć z ziemi jest niewiele gorzej. Poza oficjalną nazwą, miejsce to nazywane jest również Miastem Duchów ze względu na wiatr specyficznie wyjący wśród skał po zmroku. Istnieje również legenda, że obszar ten był kiedyś zamkiem, który bóg w gniewie zmienił w ruiny, lecz tak naprawdę te niesamowite formacje powstawały przez 700,000 lat, rzeźbione przez deszcz i wiatr. Krajobraz jest unikalny i trudno mi go porównać z czymkolwiek, co dotychczas widziałem. Yardang w języku ujgurskim oznacza mały kopiec ze stromymi ścianami, lecz skały mają tu różne wysokości i kształty – od pojedynczych, które doczekały się indywidualnych nazw, do długich formacji tworzących między sobą proste korytarze. To wszystko wystrzeliwujące nagle z równej powierzchni pustyni. Aura puszcza do zebranych oko na samo zakończenie dnia, gdy słońce ukazuje się na chwilę w wąskim pasku pomiędzy sklepieniem chmur, a linią horyzontu. Ludzie momentalnie w pośpiechu wybiegają z autobusów, żeby robić zdjęcia, a ja nawet się nie dziwię, bo moment jest wyjątkowo piękny.

Do pokoju wchodzę dobrze po północy, niewyspany od dwóch nocy i z perspektywą pobudki po 5 rano kolejnego dnia, żeby odebrać bilet z kasy i wsiąść do pociągu do Jiayuguan. O tym jednak już w kolejnym wpisie.

 


INFO PRAKTYCZNE

Podsumowując pobyt w Dunhuang, polecałbym zostać tam dwa pełne dni. Pierwszego dnia odwiedzić Jaskinie Mogao i Oazę Półksiężyca, zaś drugi dzień zacząć wcześnie rano od oazy, gdy jest tam o wiele mniej ludzi i w południe wyjechać do Parku Yardang. Tym sposobem zobaczycie wszystko, bez konieczności gonienia z miejsca na drugie i poświęcania miejsc, które mogliście zobaczyć.

 

JASKINIE MOGAO

  • DOJAZD: Położone są bardzo blisko dworca kolejowego, lecz z miasta dojazd chyba jedynie taksówką.
  • BILETY: Kwiecień – Listopad: 285 RMB // Grudzień – Marzec: 160 RMB
  • GODZINY OTWARCIA: Kwiecień – Listopad: 08:00-18:00 // Grudzień – Marzec: 09:00-17:30

YUMEN PASS (NEFRYTOWE WROTA)

  • DOJAZD: Położone ok 80km na północny zachód od Dunhuang. Nie kursują tam żadne lokalne autobusy, a taksówka kosztowałaby małą fortunę i kompletnie nie miałaby sensu. Osobiście skorzystałem z busa odjeżdżającego spod Carnival Hotel w południe i zapłaciłem za całą podróż 75 RMB. Prawdopodobnie w hostelu/hotelu będą w stanie pomóc dokonać stosownej rezerwacji.
  • BILETY: 40 RMB. Uprawnia również do odwiedzenia Fortecy Hecang
  • GODZINY OTWARCIA: 08:00 – 18:00

YARDANG NATIONAL GEOPARK

  • DOJAZD: Ten sam busik, którym dojechaliście do Nefrytowych Wrót, lub wynajem samochodu.
  • BILETY: 50 RMB + 70 RMB za lokalny autobus. Można również wynająć samochód terenowy z kierowcą za 400 RMB.
  • GODZINY OTWARCIA: 06:00 – 22:00

TAGS
RELATED POSTS
4 komentarze
  1. Odpowiedz

    Michał Golla

    23 sierpnia 2021

    Coś pięknego. Co by o Chinach nie mówić, nie można nie przyznać, że są przepiękne i oferują ogromną różnorodność rzeczy do zobaczenia.
    Osobiście to bardzo chętnie bym te jaskinie zrobił, choć być może niedługo – nie potrzebowałbym anglojęzycznego przewodnika (np chyba że byłaby ładna przewodniczka, wtedy bym no w ząb po chińsku nagle nie rozumiał) 🙂

    • Odpowiedz

      mattgost

      23 sierpnia 2021

      Dogadać podstawowo się dogadam, ale gdyby ktoś miał mi wyjaśniać historię obiektu po chińsku (mandaryńsku), to nie przyswoiłbym zbyt wiele 🙂

  2. Odpowiedz

    Krzysiek / idziemydalej.pl

    23 sierpnia 2021

    Czytając tytuł liczyłem na jakieś zdjęcia wewnątrz jaskiń, ale i te są super, choć pozostał niedosyt 😉

    • Odpowiedz

      mattgost

      23 sierpnia 2021

      Niestety wewnątrz jaskiń jest zakaz robienia zdjęć 🙁

LEAVE A COMMENT

MATEUSZ GOSTOMSKI
Shenzhen, CHINY

Cześć, jestem Mateusz i od ponad ośmiu lat mieszkam w Chinach. Jak wygląda Kraj Środka od środka i dlaczego nie wracam na stałe do Europy w ciągu najbliższych lat? Zostań i daj się zabrać do świata tak odmiennego od tego za oknem, że czasem aż trudno uwierzyć.